Mańka karierę zaczynał w MOSM Tychy, skąd trafił do GKS-u Tychy. W sezonie 2007/08 wystąpił w wygranym finałowym dwumeczu baraży o awans do 2 ligi z Aluminium Konin. Już w 2 lidze zaliczył 23 gry, strzelił dwa gole. Potem kontynuował przygodę z piłką w Górniku Zabrze. W Zabrzu spędził sezon, aby następnie ogrywać się w... GKS-ie, wówczas drugo-, później pierwszoligowym. Dalej: zmienił GKS na rzecz Górnika. W rundzie wiosennej sezonu 2015/16 ponownie zawitał do Tychów. I odtąd pozostaje zawodnikiem GKS-u.
Z sezonu na sezon znaczył coraz więcej w tyskim zespole. Był zazwyczaj pierwszym wyborem trenerów. Tak było w poprzednich rozgrywkach. To był jego najlepszy sezon w śląskiej ekipie. Robił bardzo dobre liczby, mimo że występował na boku obrony. W 33. kolejce dopadł go pech. Na boisku przeciwko Stomilowi Olsztyn nie wytrwał nawet 20 minut. Trzy dni później okazało się, że zerwał więzadło krzyżowe. W rundzie jesiennej trwającego sezonu ani razu nie pojawił się na murawie. Ponownie "murawę powąchał" w zaległym meczu 17. kolejki z Łódzkim Klubem Sportowym, rozegranym w sobotę 20 lutego.
- Przyznam, że czułem się trochę nieswojo, jak debiutant w pełnym tego słowa znaczeniu. Delikatna trema była. Ruchów na boisku nie zapomniałem. To jest jak z jazdą na rowerze. Jeśli chcesz być w formie, to musisz dużo pedałować, pokonując spore dystanse. Brakuje mi ogrania, ale z każdą minutą, treningiem, meczem, powinno być lepiej - mówi Mańka.
- Trener Artur Derbin jest w GKS-ie już od pół roku, a ja pierwszy raz zagrałem u niego w lidze. Od ostatniego meczu, w którym wystąpiłem, do ŁKS-u, zmieniła się ponad połowa składu. Na pewno efektowne zwycięstwo pomaga w ponownym powrocie do gry i aklimatyzacji w nowej drużynie - dodaje.
Trener Derbin odegrał tutaj kluczową rolę. Gdy Mańka dowiedział się o urazie, nowy szkoleniowiec GKS-u zapewnił go, że na niego czeka. Że ma pracować w spokoju. To dla Macieja Mańki dużo znaczyło. Wiedział, ze ma gdzie wracać. Czuł pozytywną presję ze strony trenera, co motywowało. Na kilka miesięcy "asystentami" Mańki stali się klubowi fizjoterapeuci - Leszek Simiłowski i Łukasz Tatoj. Musiał się przyzwyczaić do codziennego ich widoku.
Mańkę w trudnym czasie mocno wspierała ciężarna żona. Dla nich obojga był to ciężki czas. - I zamiast ja opiekować się żoną, to żona przez pewien czas musiała zajmować się mną. Trochę wstyd dla mężczyzny. Ale na początku rehabilitacji jej obecność przy mnie była nieodzowna. Nie chodzi o pomoc w chodzeniu, ile o wsparcie mentalne. Taka kontuzja to był duży cios. Trudno było mi się z tym pogodzić. Oczekiwanie na syna pomogło mi pozbyć się złych myśli związanej z kontuzją. Do tego koledzy z drużyny cały czas na mnie czekali. Korzystając z okazji, chcę im wszystkim podziękować. Dziękuję także naszym fizjoterapeutom. Oni doprowadzili moje kolana do pełnej sprawności. Mogę grać i o nic się nie martwić - przyznaje Mańka.
Tak poważna kontuzja przydarzyła się 31-letniemu obrońcy drugi raz. Było mu więc o tyle łatwiej to przetrawić, rozumiał co go czeka. Jak będzie wyglądał powrót do sprawności. Jeden i drugi uraz pozwoliły Mańce docenić to, co robi. Piłka bywa brutalna, boli, gdy przegrywasz, dopiero kontuzje utwierdzają w przekonaniu, ile tracisz i co tracisz bez piłki.
- Rozgrywałem bardzo dobry sezon i nagle dostałem od życia pstryczek w nos. W takich chwilach uczymy się pokory, cierpliwość zostaje wystawiona na ciężką próbę. Niezliczone godziny biegania bez piłki, tony przerzucanego ciężaru. Jest po co wracać, by się cieszyć jak w ostatnią sobotę - tłumaczy Mańka.
Derbin: - Na boisku mieliśmy dwóch debiutantów plus Mańkę. Jego ponowna gra to nasze wzmocnienie, a dla niego samego kop mentalny. To doświadczony zawodnik, ale w sobotę przeżył na swój sposób ten pierwszy mecz w sezonie. Żeby mu to ułatwić, mówiłem, żeby skupił się na swoich zadaniach. Od tego spotkania zacznie na nowo nabierać pewności siebie. Wiedząc o tym, jak bardzo Marcin lubi się podłączyć do akcji ofensywnych, na pewno będzie naszą bronią. I tego oczekujemy. Z ŁKS-em miał się skupić na obronie, przy czym też widzieliśmy, że podłączał się do akcji ofensywnych.