Drugim młodym wilczkiem przez długi czas był Maciej Pałaszewski, jednak w końcówce rundy jesiennej w centralnej strefie boiska operowali Hajda (rocznik 2000) i Jakub Tecław (rocznik 1999). Pałaszewski jest z rocznika 1998.
- Z Maćkiem gra mi się bardzo dobrze. Może od razu zaznaczę, że dogadujemy się też poza boiskiem. Bliższe relacje w życiu prywatnym to lepsza współpraca na boisku. Z Jakubem równie szybko znalazłem nić porozumienia - mówi Hajda.
- Pałaszewski więcej kreuje, Wojtek jest zawodnikiem od czarnej roboty. Lubi mocno pracować na boisku. Dobrze wypadł w tej roli w Jastrzębiu. Nie tylko przerywał tam akcje, strzelił ładnego gola. Nie bał się odważnie wejść w pole karnego. Tej odwagi brakuje niektórym "szóstkom" i "ósemkom". Jak już staną na środku to ani rusz, jakby pole karne było podminowane. Wojtek jest tego przeciwieństwem. Wybiegany, silny, materiał na solidnego piłkarza - przekonuje asystent trenera Piotra Zajączkowskiego, Sylwester Czereszewski.
- Na początku grał mało, dopiero w Chojnicach zagrał od deski do deski. Z czasem się poprawiał aż w ostatnich dwóch meczach rundy potwierdził swoje atuty. Zdał egzamin. Jest szansa, że z Tecławem stworzą dwójkę najmłodszych środkowych pomocników w lidze - dodaje Czereszewski.
Hajda występuje na niewdzięcznej pozycji, która wymaga dużego poświęcenia i szybkiej orientacji w sytuacji. Z tego powodu na "Pudlu", jak mówią o 19-latku w szatni Stomilu, spoczywa wielka odpowiedzialność. Zdaniem Czereszewskiego, czas powoli działa na korzyść piłkarza. „Daję radę, niech zbiera cenne doświadczenie, by potem odpowiednio je spożytkować na wyższym poziomie”.
Z wyższego poziomu, bo z Górnika Zabrze, ten urodzony w 2000 roku zawodnik trafił na pierwszoligowy szczebel. - Patrząc pod kątem osobistego rozwoju, to przejście tutaj uważam za dobry krok. Zresztą osoby z mojego najbliższego otoczenia potwierdzały, że dobrze robię, idąc do Stomilu, bo to dobry zespół. Jestem mega zadowolony z tego ruchu. Były małe obawy, gdyż to zawsze krok wstecz, przemyślałem sprawę, uznałem, że najważniejsza będzie regularna gra. I na to mam większą szansę niż w Górniku - podkreśla Hajda.
W barwach zabrskiego klubu w sezonie 2017/18 debiutował w ekstraklasie, zaliczając dziewięć występów. Miał nadzieję, że w kolejnych rozgrywkach poprawi statystyki gier w najwyższej klasie rozgrywkowej. Skończyło się na czterech występach - i to wiosną - w rezerwach. - Wracałem po ciężkiej kontuzji. Zerwałem więzadła krzyżowe, pauzowałem pół roku, miałem więc świadomość, że Górnik będzie chuchał i dmuchał na zimne. Młody organizm potrzebuje regeneracji. W pewnym momencie pomyślałem, że może jednak dostanę szansę. Szybko zdałem sobie sprawę, że najlepiej będzie odejść na wypożyczenie - przyznaje piłkarz.
Grę w Fortuna 1 Lidze uważa za ważny etap w piłkarskiej edukacji. Tak samo traktuje przekwalifikowanie na środkowego pomocnika. - Zaczynałem w ataku, następnie grałem w obronie, dopiero trener Janusz Kowalski w Gwarku Zabrze widział mnie w środku pola - przypomina.
Skąd pomysł na przekwalifikowanie? - Wcześniej Wojtek był "czwórką" i "piątką", gdzie widział całe boisko. Dla jego dobra, postanowiłem zmienić mu zadania. Przesunąłem Wojtka wyżej, żeby miał trudniej. Żeby musiał oglądać się od teraz za siebie, przed siebie, ogólnie mieć oczy dookoła głowy. Widział, kto go atakuje, z której strony, nauczył się odpowiednie reagować na takie ataki. Był piłkarzem wszechstronniejszym. Z punktu widzenia rozwoju Wojtka, to było bardzo dobre posunięcie. Na tej pozycji przydały mu się umiejętności, które nabył, występując na środku obrony - wyczucie, dobry timing, umiejętne przerywanie akcji - przekonuje Kowalski.
Hajda szybko robił postępy. - W swoim ostatnim sezonie w Gwarku rozegrałem 29 meczów, strzeliłem pięć goli, co jak na środkowego pomocnika jest dobrym wynikiem, zwłaszcza, że grałem ze starszymi od siebie o dwa lata - analizuje młody pomocnik Stomilu, który jest dobrym kolegą grającego obecnie w Fiorentinie Szymona Żurkowskiego.
- Szymon Żurkowski rok wcześniej wylądował w Górniku, ja przyszedłem w jednym czasie z Adrianem Gryszkiewiczem. Mając kolegów u boku, łatwiej mi było odnaleźć się w zespole Marcina Brosza. Z Szymonem utrzymuję cały czas kontakt. Piszemy do siebie, dzwonimy. Już mnie zapraszał na mecz, tylko że trudno było znaleźć wolny termin - tu liga, cały czas poza domem, teraz w święta wracam w rodzinne strony. Podziękowałem za zaproszenie i powiedziałem, że jak będzie grał to będę mu kibicował sprzed telewizora. Jego początki w Fiorentinie? Wiedział na co się pisze. W Górniku też przez pół roku nie grał, wszyscy się zastanawiali dlaczego i nagle wystrzelił. Myślę, że przyjdzie i jego czas w drużynie z Florencji - zaznacza Hajda.
Ostatnio przyniósł on szczęście Górnikowi. - Wreszcie udało mi się pojechać na mecz, widziałem na żywo jak pokonują Wisłę Kraków. Bardzo się cieszę, to moi koledzy, moi trenerzy. Ostatnio brakowało Górnikowi szczęścia, może też lepszej gry, ale ciężko pracują na wyniki. Myślę, że w końcu szczęście im zacznie dopisywać. Będzie ciężko się utrzymać, ale jestem dobrej myśli! - zaznacza piłkarz olsztynian, powołany w październiku przez selekcjonera kadry U-20 Jacka Magierę na mecze z Niemcami i Holandią.
- W tym akurat roczniku reprezentacja Niemiec jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą reprezentacją na świecie. Mega dobrze wyglądali, u nas górę wzięło zaangażowanie i bardzo dobre przygotowanie taktyczne oraz fizyczne. Niestety, po meczu z Niemcami musiałem opuścić zgrupowanie ze względu na drobny uraz. Wymagało to kilku dni przerwy - podkreśla Hajda.